Jak wygląda granica Polski? To lasy, strumienie i kamieniste drogi. To cmentarze i miejsca pamięci. I ludzie, którzy… słabo je znają. Wokół kraju przejechał motocyklem leśnik z Dretynia.
Szosowi eleganci
Subkultury motocyklowe bywają różne. Jedni jeżdżą w dużych grupach, szybko i głośno. Biją rekordy prędkości, zarzynają silniki i rozrywają bębenki w uszach przechodniów. O takich mówi się: szlifierki, wiertarki, plastiki. – Nie wyobrażam sobie tarzania się w błocie, jak to się dzieje gdzieniegdzie na zlotach, czy nocowania w ubraniu w namiocie – krzywi się pan Tomasz, który widział niejedno. Jego subkultura to kilku kolegów leśników jeżdżących z elegancją: cicho (silniki są wytłumione tak jak w samochodach), bezpiecznie (w układzie na zakładkę), umiarkowanie szybko (na autostradzie maksymalnie 130 km/h, na drogach krajowych 80 km/h). No i kiedy? W niedzielę po kościele – jakiś pałacyk popodziwiać albo zjeść z małżonkami rybkę w upatrzonej tawernie. – Tu chodzi o inny sposób podróżowania. Widzimy otwarty kościół, dwór, cmentarz, zatrzymujemy się. Oglądamy, jak to wygląda, czy ktoś o to dba. Czasem w wioskach młode chłopaki podpuszczają nas, pokazują, by przygazować. Ale po co? Rzecz polega na tym, by bawić się rozsądnie. Nie chcemy katować ani swoich maszyn, ani organizmów – wyjaśnia komendant, który w tym roku przejechał na motorze 8200 km.
Jedyny brak elegancji to określenie żon: „plecaki”, nawiązujące do tego, że jeżdżą przytulone do pleców mężów. – Ale to nie my, to one same tak o sobie mówią – zaprzecza leśnik ze śmiechem.
I choć na rajd dokoła Polski swojego „plecaka” nie zabrał, z elegancji nie zrezygnował: kufry pomieściły i bieliznę na każdy dzień (skarpetki na podróż i drugie na kolację w towarzystwie), i wodę toaletową, i szwedzki kryminał. Nie mówiąc o akcesoriach motocyklisty (w tym trzech parach rękawic − każde na inną pogodę; a i tak rajdowiec musiał kupić na trasie nowy kombinezon).
Namiot i hot dogi? Raczej hotel ze śniadaniem i schabowy z ziemniakami. I kawka na stacji benzynowej. Ma być, jak mówi jego kolega, na bogato: prysznic w jednej łazience i wanna w drugiej. Bo na tym wygoda motocyklistów się kończy.
Straż Leśna
Ludzie mówią o nich czasem „leśna policja”. I boją się mandatów za porzucone w lesie śmieci (wśród których można znaleźć nawet części autobusów) czy za wjazd do lasu (mało kto wie, że parkując w lesie, absolutnie nie można przekroczyć rowu przeciwpożarowego, a dojeżdżając gdzieś przez las drogą oznakowaną, nie można się na niej zatrzymać). – Nie chcemy być postrzegani jako ci wyposażeni w bloczek mandatowy i broń. Przeciwnie, zapraszamy do lasu przez cały rok, ale w ramach wyznaczonych przez prawo – przypomina strażnik leśny, który spotkał się w życiu z różnymi reakcjami, także agresywnymi. Lipcowy objazd i przygodne spotkania z ludźmi – w sklepie, barze, hotelu, podczas zapytań o drogę (całą trasę pokonał bez używania nawigacji GPS) – miały zbudować pozytywny obraz pracownika Lasów Państwowych, jako tego, dla którego las jest pasją i który dba o narodowe dobro. W tym celu komendant zostawiał na przystankach drobiazgi reklamujące LP. – Pamiętam rozmowę w restauracji w Komańczy z dwiema kobietami. Pytałem, co wiedzą o nas, czy widzą, że jesteśmy potrzebni. Opowiadałem im o pracy leśnika. Usłyszałem na pożegnanie: jeśli w LP są tacy wspaniali chłopcy, to naprawdę fajna firma.
A skoro fajna, to warto ją upamiętnić. Czemu nie na motorze? Pan Tomasz planuje zrobić to za rok. Objedzie polskie lasy na 95. rocznicę ich istnienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |