Wszystkie moce Mocarzewa

Każdy ma moc. I Kacper, który potrafi słuchać. I Dorota, która z mocą czeka na nowy pokój w nowych kapciach. I siostry Elwira i Benedykta, mocne w słabości, by zbudować wielki dom…

Mocarzewo, niewielka miejscowość na Mazowszu niedaleko Łowicza. Siostry zmartwychwstanki są tu od kilkudziesięciu lat. Od ponad dwudziestu prowadzą ośrodki opieki dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie. Jasny dom, plac zabaw dostosowany do dzieci w wózkach inwalidzkich. Gdzieś w dali słychać rżenie konia – hipoterapia właśnie się skończyła, wszyscy idą na odpoczynek. Stary ogród pachnie październikowo – utraconym latem i dojrzałymi owocami. W ogrodzie Matka Boża i św. Józef. Mocny opiekun delikatnie trzyma na rękach małego Syna. Jezus z lekko skośnymi oczami, z rączkami nieco krótszymi wygląda jak mały Kacperek. A może to Kacperek wygląda jak mały Jezus?

Moc Kacperka

Ma nieco ponad 2 lata. Jest jednym z najmłodszych mocarzewskich wychowanków. Nie chodzi jeszcze dobrze, bo dzieci z zespołem Downa potrzebują czasu do zdobycia tej umiejętności. I rehabilitacji. Chłopczyk rehabilitację ma świetną, czas do poznawania świata też. Świetnie bawi się z kolegami w mocarzewskim przedszkolu. Czasem ogląda bajkę w „kinie” dla maluchów. Dziś „Masza i Niedźwiedź”. Kacperek siedzi w wózeczku i bacznie przypatruje się nie tylko poczynaniom szalonej Maszy, ale i całemu mocarzewskiemu światu. Obserwuje kolegów, panie opiekunki. Na widok s. Benedykty lekko się uśmiecha. Gdy Benedykta opowiada historię ośrodka, Kacperek skupia się jeszcze bardziej. Słucha. Ma moc słuchania. W dzisiejszym świecie, rozkrzyczanym, umiejętność i chęć słuchania to wielka rzecz.

– Gdy przyjechałam tu 20 lat temu, był jeszcze inny świat. Czasem trudno mi uwierzyć, jak to wszystko się udało, jak wytrzymałyśmy – zaczyna s. Benedykta. – Warunki były spartańskie. Myłyśmy dzieci w miskach, grzałyśmy wodę. Ośrodek mieścił się w baraku. Musiałyśmy stworzyć dzieciakom przyzwoite warunki, więc rozpoczęłyśmy budowę porządnego ośrodka. Bazowałyśmy na kwestach. Jeździłyśmy po parafiach, prosiłyśmy, a dobrzy ludzie nas wspomagali. I tak powoli zbudowałyśmy dom.

Dziś działa tu przedszkole, szkoła, internat, a dzieci starsze (nawet ponad 20-letnie) mogą korzystać z zajęć przysposobienia do pracy, ośrodka rewalidacyjno-wychowawczego. Dyrektorką całej placówki jest s. Benedykta. A co potem? Co stanie się z dorosłymi wychowankami, którzy skończą 25 lat i nie będą mogli wrócić do rodzinnych domów?

Moc Elżbiety

Ela ma ponad 60 lat. Mieszka w niewielkim pokoiku nad szkołą. Bo niby gdzie miałaby pójść? – Plątałam się po różnych ośrodkach… Dobrze, że tu, dawno temu, babcia mnie przyprowadziła – mówi i przytula się do siostry Benedykty.

Ela ma tu dom od kilkunastu lat. Niewiele pamięta z wcześniejszych czasów. Opowiada o dobrej babci, która opiekowała się nią, jak długo mogła. Ale potem przyszła starość… Babcia oddała więc wnuczkę tam, gdzie widziała dobro i serce. I Ela w Mocarzewie została. Dobrze jest jej w tym miejscu i wśród ludzi, którzy stali się jej rodziną: małych dzieci, którym pomaga jak umie; wśród starszych – tych z autyzmem, z wadami genetycznymi, ze sprzężonymi niepełnosprawnościami. Ona tych niepełnosprawności nie dostrzega i nie rozumie. Rozumie natomiast uśmiech, przytulenie, ciepło i bycie potrzebną. Dziś obierała dla wszystkich ziemniaki w kuchni. Lubi to zajęcie. Poważna i odpowiedzialna sprawa – porządnie obrać ziemniaki. Elżbieta ma moc obierania ziemniaków.

– Mamy 6 wychowanek, które nie miały gdzie pójść po skończeniu 25 lat – opowiada s. Benedykta. – Powinny trafić do jakiegoś DPS-u. Ale gdzie? Tam, gdzie nikogo nie znają? Więc są tutaj, u siebie. Wbrew ekonomii, bo gminy nie finansują ich pobytu u nas. Ale nie wbrew sercu…

Niemal co roku dorosłych niepełnosprawnych wychowanków przybywa. – Gdy osoby niepełnosprawne intelektualnie kończą 25 lat, w zasadzie znajdują się poza systemem wsparcia – opowiada s. Benedykta. – Jeśli rodzina jest wydolna wychowawczo, zabiera dziecko do domu. Jeśli mieszka w mieście, rodzice znajdują warsztaty terapii zajęciowej i dziecko może się rozwijać, nie siedzi w domu. Gorzej, gdy rodzina mieszka na wsi i nie może dowozić na zajęcia. A jeszcze gorzej, gdy rodziny w ogóle nie ma, bo dziecko jest społeczną sierotą… – mówi siostra. Bywa coraz częściej, że dziecko wraca do domu. Rodzice stają na głowie, by przychylić mu nieba. Ale wtedy przychodzi starość albo choroba.

W drzwiach staje s. Elwira. Tuli się do niej gromadka dziewczynek. Dopiero wróciły z rehabilitacji. Siostra Elwira dopowiada od progu: – I wtedy rodzice dzwonią do nas i proszą: „Nie dajemy rady, nie możemy się nim opiekować, bo sami potrzebujemy opieki”. – Mamy udawać, że nie widzimy problemu? Trzeba działać…

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg