Nie potrzebują spodni w kant i koszul z mankietami. Przydałaby się za to kołdra, w którą można się owinąć, by przespać jakoś do rana. Dobrze, że choć wieczorem można napić się herbaty i zjeść ciepłą zupę.
Pan Jurek jest rozbrajająco szczery, gdy mówi, że on to by sobie nawet jakoś poradził, gdyby nie alkohol. – Wie pani, ja czasem postanawiam sobie, że coś z tym zrobię, ale jeszcze nigdy mi się nie udało. Nie mam silnej woli, jak koledzy coś piją, to ja jestem bezradny i nie umiem odmówić. Dzięki temu na ulicy nie jest tak źle, szczególnie teraz, gdy w dzień można dostać zupę u brata Alberta na Zielonej, a wieczorem przyjść na ul. 1 Maja do Gorącego Patrolu. I ogrzeje się człowiek i coś zje, i herbaty dostanie – mówi.
Pomysł był ks. Mietka Puzewicza. Kiedy w 2002 roku media podawały, że Lubelszczyzna plasuje się w czołówce miejsc w Polsce, gdzie zamarza największa liczba ludzi, padło hasło, by coś zrobić, zareagować, odszukać ich, podejść z kanapką i gorącą herbatą. Stąd pomysł nazwy programu: gorący − od herbaty, patrol − od cowieczornych akcji. Początkowo było to przeszukiwanie okolic dworców, węzłów ciepłowniczych, uliczek. Z czasem potrzebujący sami wiedzieli, że wieczorem można spotkać wolontariuszy pod PKP, i na to spotkanie przychodzili. Na herbatę, ale i na rozmowę, bo jak sami mówią, wolontariusze są ich łącznikiem ze światem, kiedy można porozmawiać o czymś więcej, niż tylko gdzie i za co dziś pijemy.
Zjeść jak człowiek
– Punktem wyjścia był człowiek, nie wypytywanie o przeszłość, o przewinienia, nawet jeśli czasem zatracił swoje człowieczeństwo przez brak pracy, alkohol, utratę domu – mówi Justyna Orłowska z Centrum Wolontariatu, w ramach którego działa Gorący Patrol. Od kilku lat, przy wsparciu ratusza, patrol ma swój lokal w okolicach dworca, przy ul. 1 Maja. Dzięki temu zupę można zjeść przy stole, jak normalny człowiek, a nie na kolanie na ulicy. Można też się ogrzać, no i nie pada na głowę podczas posiłku.
Większość podopiecznych to już dobrzy znajomi wolontariuszy, którzy z Gorącego Patrolu korzystają od lat. – Dla niektórych to sposób na życie. Jak się napijesz, to wszystko jedno, gdzie i przy kim się prześpisz. Resztę da się jakoś zorganizować. Jest kilka miejsc w mieście, gdzie można pójść się umyć czy wyprać swoje rzeczy. Niektórzy dbają o to tak, że nikt by nie powiedział, że to ludzie z problemami. Innym się nie chce. Z naszą pomocą jakoś przetrwają zimę, a kiedy przychodzi wiosna i lato, każdy z nich ma swoje ścieżki, niektórzy podejmują pracę, o którą w sezonie letnim łatwiej. Do nas wracają z pierwszymi mrozami. Tak jest od lat – mówią wolontariusze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |