Podczas Dnia Babci pięcioletnia Sara wyśpiewuje: „U babci jest słodko, świat pachnie szarlotką”. Siedząca na widowni Elżbieta uśmiecha się do wnuczki: „Pachnieć, pachnie. Ale co najwyżej kurczakiem na słodko-kwaśno”.
I niebo odkurzę miotełką
– Niebo to ja „odkurzałam” i cały czas „odkurzam” – śmieje się. – W mojej wspólnocie Światło–Życie, bo młodzi nadal chcą mnie słuchać, a nie tak dawno w poprawczaku, gdzie pracowałam społecznie. No i dużo rozmawiam o Bogu z moimi starszymi wnukami. I ja to lubię, i oni. Potrzebujemy siebie nawzajem.
Elżbieta przygotowanie teologiczne wyniosła już z domu. Ojczym – teolog, pisał książki, które ona potem „przerabiała” na teologicznych studiach. I to ojczym właśnie pokazał Elżbietce Boga: miłującego, przebaczającego.
I to on ukształtował wiarę: otwartą i pełną zrozumienia dla drugiego człowieka. – Miałam wspaniałą rodzinę – wspomina. – To jej zawdzięczam, że gdy nastąpił kryzys wiary i wartości, wróciłam do Kościoła. A po takim kryzysie to człowiek robi się mądrzejszy i prawdziwszy.
Kiedyś, kiedy jeszcze pracowała jako nauczycielka religii, najlepiej jej się rozmawiało z młodymi buntownikami. Nieraz z praskimi chuliganami. Na dotarcie do nich miała jeden sposób: szczerość i świadectwo życia. Bez ględzenia i moralizatorstwa. – Tyle w życiu doświadczyłam, że nie musiałam teoretyzować – wspomina. – Mówiłam im po prostu: „Ja sama święta nie byłam, ale Bóg był większy niż moje bunty i szaleństwa”. I słuchali, naprawdę.
Przerabiałam „normalny” program przewidziany dla każdej klasy, ale swoimi metodami. Klasa była zawsze pełna. Kiedyś, tuż po studniówce, podeszła do niej grupa chłopaków, wychowanków. I mówią: „Pani profesor, my chcemy coś pani powiedzieć, ale w tajemnicy… My wiemy już, że to pani miała rację, że pani mówiła prawdę”. – Chwała Panu – pomyślałam! Są młodzi, a zrozumieli. Nie czekali, aż życie i trudne doświadczenia nauczą ich rozumu – opowiada Elżbieta. – Odpędziłam złe chmury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |