Podczas Dnia Babci pięcioletnia Sara wyśpiewuje: „U babci jest słodko, świat pachnie szarlotką”. Siedząca na widowni Elżbieta uśmiecha się do wnuczki: „Pachnieć, pachnie. Ale co najwyżej kurczakiem na słodko-kwaśno”.
Babcie są różne. Kompletnie zwariowane na punkcie wnuków: „Mój Jasio to pisał w wieku trzech lat, a jaki on śliczny”; wychowujące i zasadnicze: „Grzeczna dziewczynka nie mówi z pełnymi ustami”; zdystansowane (tych pewnie najmniej), rozpieszczające (a tych jest najwięcej i najwięcej z nimi kłopotu) i przewrażliwione: „Jaki ten Krzyś delikatny”. Są i takie, które na wielką wieść, że zostaną babciami, przeżywają… niewielki kryzys i przez dziewięć ciążowych miesięcy zrzucają 10 kg i robią sobie lifting. Wszystko po to, by „babci nie przypominać”. I oczywiście gdy wnuk pojawia się na świecie, wariują na jego punkcie. I jak to babcie, gdy kilkulatek krzywi się na drugie śniadanie, namawiają słowami piosenki:
No proszę, zjedz jeszcze ździebełko
– A ja nie namawiam, poważnie – mówi Maria Cacko. – W ogóle uważam, że dzieci nie wolno przekarmiać, bo to jest tylko ze szkodą dla dziecka. No ale może nie jestem „babcia tradycyjna”. A moja mama to w ogóle jest oryginał: nad wnukami i prawnukami się nie trzęsie, jest konkretna i wymagająca.
Mama Marii, Stanisława Gawłowska, rocznik 1933, babcia siedmiorga wnuków, prababcia trzech chłopaków (czwarty chłopak w drodze), mieszka w Otwocku. Drzwi jej domu nigdy się nie zamykają. Ktoś wpada na herbatę, na obiad, pogadać, pożalić się, pośmiać. I pobyć po prostu. – Teraz to właściwie jest pusto. Kilka lat temu, gdy żyła moja matka, gdy wnuki były młodsze, to dopiero było: pełno ludzi w każdym kącie – mówi. – I wszyscy jakoś się mieścili.
Stanisława wnuków nie rozpieszcza. A Maria dodaje: – I się nie wtrąca, nie komentuje. Ale gdy trzeba pomóc, zawsze jest pierwsza. Pojawia się, gdy jeszcze nie wiemy, jak jest nam potrzebna – mądra kobieta z tej mojej matki. Zawsze można na nią liczyć, choć nie zamęcza wnuków całusami.
– Jak nie zamęcza?! Pewnie że tak – wybucha śmiechem Anka, osiemnastoletnia wnuczka Stanisławy, córka Marii. Anka, we wczesnym dzieciństwie, mieszkała u babci. – Gdyby nie mama, nie wiem, czy syn w ogóle by się urodził. Dzięki niej mogłam leżeć i utrzymałam ciążę – mówi drżącym głosem Maria. – Mama nie zadawała zbędnych pytań, nie komentowała. Po prostu zjawiła się, wzięła Ankę do siebie. Pomogła, bez zbędnych pytań i próśb z mojej strony. Wielka jest…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |