- Kościół kocha także małżonków niesakramentalnych. Musi zrobić wszystko, by poczuli tą miłość. Ich cierpienie jest darem dla Kościoła, bo podkreśla jak ważna jest nierozerwalność związku – mówił Benedykt XVI w Bresso.
To były jedne z najbardziej oklaskiwanych słów papieża w sobotni wieczór w pod mediolańskim Bresso.
– Wiem, że małżonkowie zranieni rozwodem, z różnych często dramatycznych przyczyn, którzy wchodzą w nowe związki, cierpią z powodu odsunięcia od sakramentów spowiedzi i komunii. Ale Kościół nadal kocha niesakramentalnych. Musi zrobić wszystko, bu czuli tą miłość. By mieli świadomość, że nadal są w komunii z Kościołem i Chrystusem. Także we mszy św., choć to komunia duchowa.
Benedykt XVI odpowiedział w ten sposób na pytanie małżonków z Brazylii, którzy jako psychoterapeuci pracują z małżeństwami w kryzysie. Maria Marta i Manoel Angelo mówili: „Największe trudności małżonkowie przeżywają z wybaczeniem sobie, z przyjęciem wybaczenia od drugiego. Wielu jednak chce budować mimo załamań”.
Mój dom był jak raj
Na płycie lotniska w Bresso padło wiele ważnych i konkretnych słów. W zasadzie skumulowały się tu wszystkie troski, problemy i radości rodzin z całego świata. Papież słuchał o nich z wielkim przejęciem.
Benedykt XVI pojawiła się na lotnisku w Bresso niepostrzeżenie. Wszedł na scenę po cichutku. Nagle ktoś krzyknął : Papa! I podniosła się wrzawa, fala owacji, wybuch radości. Szybko do papieża podbiegła dziewczynka. Najpierw złożyła kwiaty pod ikoną Św. Rodziny. Uśmiechnięta, ubrana w czerwony regionalny strój z Wietnamu, podała rękę papieżowi: „Ciao Papa!” – rozległy się brawa, a na twarzy Ojca Św. pojawił się promienny uśmiech taty i dziadka.
- Mam na imię Cat Tien i pochodzę z Wietnamu. – kontynuowała odważnie dziewczynka - Mam 7 lat i chciałabym przedstawić Ci moją rodzinę: to mój tata Dang, i mama, ma na imię Thao i mój braciszek Bin. Bardzo chciałabym wiedzieć coś o twojej rodzinie, kiedy byłeś mały….
Papież najpierw przytulił dziewczynkę. Potem trzymając ją za rękę mówił:
„W mojej rodzinie najważniejsza była zawsze niedziela. Wstawaliśmy wcześnie. Tata czytał nam Pismo św. Potem szliśmy razem do kościoła. Tam zawsze pięknie grano, zachwycała mnie liturgia. Jak zaczynało się „Kyrie Eleison”, to tak jakby otwierało się niebo. W domu, po obiedzie cała rodzina śpiewała, tata śpiewał i grał. To niezapomniane momenty. Dużo chodziliśmy na wycieczki, do lasu, w góry. Ale żyliśmy w trudnym czasie dyktatury, międzywojennym. Ale miłość między nami, prostota, pozwoliła nam przezwyciężyć trudy. Małe rzeczy sprawiały nam radość. Rośliśmy w pewności, że dobroć Boga dotyka nas przez rodziców. Byliśmy szczęśliwi i jeśli miałbym wyobrazić sobie raj, to byłby on taki jak mój dom: pełen dobra, radości, nadziei, zaufania.
Po tym swoistym dialogu sędziwego Papieża z siedmioletnią dziewczynką, kard. Ennio Antonelli oficjalnie przywitał Benedykta XVI w Bresse: „To wielkie spotkanie uświadamia nam jak bardzo rodzina jest w sercu Kościoła, w sercu Boga, jak jest mu droga i ukochana. (…) Milion rodzin czeka na Twoje słowa, opowiedzą ci dziś o swoich troskach i radościach”.