W pewnym momencie zadaliśmy sobie pytanie, czy musimy godzić się na ten bieg, chemię, sztuczność i wszystkie schematy, w jakie wrzuca nas rzeczywistość. Odpowiedź brzmiała: „nie”. Wtedy zaczęliśmy wracać do korzeni – mówi Jacek Tratkiewicz.
Wypalane szczęście
Jednak prawdziwym konikiem, a także częściowym źródłem utrzymania Marty i Jacka jest wyrób ceramiki – kamionki dalekowschodniej, wypalanej w piecu jednokomorowym, opalanym drewnem. Absolwenci Szkoły Sztuki Dekoracyjnej i Użytkowej prof. Stanisława Tworzydło, członkowie Związku Ceramików Polskich tłumaczą, że w większości są samoukami. Od lat prowadzą warsztaty edukacyjne z wypalania kamionki, ceramiki raku, toczenia na kole garncarskim oraz lepienia według różnych technik ceramicznych. Wypalają w piecach raku i anagama (ten ostatni, wybudowany własnoręcznie w dwóch egzemplarzach, stoi na ich podwórku). Współpracują nie tylko z uczelniami wyższymi, ale też z organizacjami japońskimi, skąd wywodzi się technika wypalania kamionki. I tak, jak wszystko w życiu, starają się tworzyć ceramikę jak najbardziej naturalnie. Bez sztucznych barwników, w temperaturze 1300 stopni C. Sami wyrabiają masę z zamówionej gliny, szkliwo pochodzi z naturalnych składników, takich jak popiół.
– Czerpiemy z tradycji, ile się da, a potem staramy się ją przekraczać, żeby nie utknąć w schematach. Tak powstają nasze dzieła, których wystawy są w wielu miejscach Polski i poza jej granicami – opowiada Marta. I mimo że ceramika jest niszową dziedziną sztuki i kupują ją stali odbiorcy, na zadawane sobie pytanie, czy warto to robić, Marta i Jacek odpowiadają twierdząco. – To ma sens – mówi Marta. – Mimo że finansowo nie jest to opłacalne, zdaliśmy sobie sprawę, że ceramika to cały świat, nasza pasja. Dzięki niej miło spędzamy czas, tworzymy coś pięknego. Nasze wyroby sprzedają się do Szwajcarii, Brukseli. No i pozostawimy po sobie coś niepowtarzalnego – tłumaczy.
Do swojego starego domu dobudowali drewnianą pracownię, w której powstają dziesiątki kubeczków, dzbanów, misek i waz. Jedne są warte 30 zł, inne – kilka tysięcy złotych. Dom pachnący drewnem, pamiętający historię wielu pokoleń, przepełniony niespotykanymi wyrobami z ceramiki i własnoręcznie zrobionymi meblami, stał się galerią sztuki z własną historią i duszą, którą można odwiedzić po wcześniejszym umówieniu się.
Grunt to kreatywność
Stary dom i wypalana z naturalnych składników ceramika stały się początkiem przyjaźni Marty i Jacka z naturą. Artyści od lat starają się uchronić przed wtłoczeniem w cywilizacyjne tryby. Nigdy nie pracowali na etacie (Jacek przez 20 lat był muzykiem w zespole „Varsovia Manta”, Marta przez krótki czas prowadziła firmę), odpowiedzi na nurtujące ich pytania szukają wewnątrz siebie, dbają o to, by żyć i jeść zdrowo. Jednak to, co budzi największe zdziwienie nie tylko u Jacka, ale też u wszystkich znajomych, to fakt, że od pół roku Marta sama robi kosmetyki. Kremy do twarzy i całego ciała, dezodoranty, szampony, odżywki do włosów, woda micelarna, wszelkie mazidła na żylaki i problemy skórne, a nawet pasta do zębów – wszystko to z naturalnych składników. A jakie efekty?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.