Każda twarz to Chrystus

Słyszę w słuchawce telefonu jednym uchem: „Będzie dwójka dzieci. Przywieziemy”. A w drugim uchu słyszę: „Zaopiekuj się mną. To wiozą mnie. Mam na imię Jezus”...

Miała osiem lat

Na stole w kuchni pojawia się obiad. Spaghetti i zupa, oczywiście, jak zawsze pyszna. – To było tak, że byłyśmy u rodziny zastępczej i źle się tam działo. Dlatego tu przyszłyśmy. Trzy lata byłyśmy u nich, tu jesteśmy też trzy lata. A tu jest fajnie – mówi Weronika.

Z każdą minutą rozkręca się, wyraźnie lubi mówić, bo kiedy tak opowiada, jej niebieskie oczy zaczynają błyszczeć. – Co robimy? Siedzimy w pokoju i coś robimy, wychodzimy nad zatokę, bawimy się razem, albo oglądamy mecze, a jak nasi strzelą bramkę, to krzyczymy z radości. Taką strefę kibica sobie robimy – uśmiecha się. Wraz z nią mieszka tu jej siostra Marta. – Tuż za oknem mamy plac zabaw. Gramy w kosza, w berka. Mamy różne pomysły. Kiedy jest pani Agnieszka, to idziemy do pracowni i robimy jakieś ładne rzeczy. Niektórzy później dają je swoim wychowawcom. Ale tylko wtedy, kiedy coś ładnego wyjdzie. Dyżury są w miarę, zależy jaki. Najgorsze jest zmywanie, kiedy trzeba szorować blachy. A najlepsze są posiłki. Każdy ma swój obowiązek. Po prostu uczymy się kultury – wylicza Weronika.

Na chwilę milknie. Spogląda za okno, gdzie widać ogromną wieżę braniewskiej bazyliki św. Katarzyny. Ich dom sąsiaduje z kościołem. Na Mszę św. jest blisko. – Zaadoptowaliśmy Charlotte z Togo. Co miesiąc z kieszonkowego odkładamy jakąś sumę, którą przekazujemy na jej utrzymanie. Pisze do nas listy. Fajna jest – mówi. Weronika bierze kolejny kawałek ciasta. Zapewne mimochodem jej wzrok prześlizguje się po krzyżu wiszącym na pękniętej ścianie. – Kiedy tu trafiłam, miałam osiem lat, Marta siedem. I tak teraz do czternastki doszło – dodaje.

„Jaki wielki dom”

Rodzinny dom, trzeba odejść. Rodzina zastępcza, nadzieja, że teraz będzie dobrze... Trzeba odejść. W końcu „Katolik”. Nowe miejsce. Znów nowe, nieznane, już mniejsze nadzieje. Co tu odnalazły? Co czują ich serca? Skrywają je przed obcymi. – Modlimy się tu, robimy wiele rzeczy wspólnie, coraz więcej czasu poświęcamy pracy... A w sercach? Można tak powiedzieć, że poczucie bezpieczeństwa – mówi Weronika. I znów milknie. Zza okna do kuchni wpadają dźwięki dzwonów. Dwunasta. Anioł Pański.

– Kiedy tu przyszłam, zdziwiłam się, że są podwieczorki – wtrąca i zaczyna się śmiać, a wraz z nią inne dziewczyny. – I pamiętam pierwszy dzień. Wchodzę. „Jaki wielkim dom” – myślę. I to było najfajniejsze, że kiedy przyszłyśmy i byliśmy w pokoju, to wszystkie dzieci przyszły i zaczęły się z nami witać. Miło tak – dodaje.

– Mnie przyprowadził dziadek. Ktoś pokazał mi, że mam spać na piętrowym łóżku. Ale na dole. Miałem sześć lat – wtrąca Jasiek.

Do Katolickiego Ośrodka Wsparcia dla Dzieci i Młodzieży w Braniewie, prowadzonego przez siostry katarzynki, trafiają różne dzieci. Łączy je jedno – straciły swoje rodziny, poczucie bezpieczeństwa. Część z nich przeżyła bicie, wykorzystywanie przez dorosłych, zawód kolejną rodziną, która je zaadoptowała. Rozstania z rodzeństwem, bo ktoś trafił do adopcji, inny do domu dziecka albo rodziny zastępczej. 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg