Jak w każdym szanującym się domu, i w tym panują zasady. Nie wszystko tu wolno, nie o każdej godzinie, nie po swojemu. Jaki jest Dom Samotnej Matki?
Kamienica na ul. Wojska Polskiego w Koszalinie liczy 1000 m kw. Dwa piętra, piwnica i ogród kryją niełatwe historie: rozterki matek, które wbrew „zdrowemu rozsądkowi” zdecydowały się urodzić dziecko, samotność „dzieciatych” córek wyrzuconych za drzwi, bezrobocie, życie w cieniu alkoholu, przemocy i wykorzystywania seksualnego; krótko mówiąc – historie kobiet opuszczonych przez tych, od których należała im się troska, ochrona, czułość. O to starają się zadbać inni.
Tę misję podjęły siostry ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej. Wzięły pod skrzydła dom „Dar Życia”, będący darem miasta dla Ojca Świętego Jana Pawła II, przekazany Caritas Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej 31 maja 1991 r., w przeddzień wizyty papieskiej w Koszalinie. Od tego czasu DSM uratował wiele istnień, nie tylko chłopca, który na początku stycznia 2016 r. trafił do okna życia znajdującego się na parterze placówki.
Nie w smak
Życie w DSM to nie wczasy. To wdrażanie w codzienność życia każdej matki i gospodyni. Dlatego trzeba wstać rano (stawić się na śniadanie o 8.00, co dla niektórych jest katorgą), ugotować obiad (dyżur kucharki przechodzi kolejno na każdą z domowniczek), posprzątać dom (dwa piętra, piwnica, łazienki, kuchnia, jadalnia). Bywa nie w smak? Bywa.
Początkowo było nie w smak Justynie. Wybuchowa, nie mogła się zgodzić z wymaganiami, ze współlokatorkami. Trochę trwało, nim doceniła nowy, uporządkowany styl życia. Nawet to, że musiała otworzyć portfel i zapłacić karę za przeklinanie. Dwukrotnie, i to nie złotówkę, tylko po piątaku, bo zaklęła przy dziecku. – Owszem, chciałoby się przesiedzieć cały dzień w pokoju, aż wszystko zrobią za ciebie inni. Ale w DSM można mieszkać najwyżej rok. A co potem? – poszła po rozum do głowy Justyna. – Jeśli tu się nie nauczymy przestrzegania zasad, to jak sobie poradzimy później? Przecież tu są dokładnie te same obowiązki, co w domu.
Teraz, jako 28-letnia mama Wiktora i Leny, wie, czego chce. Za nią związek z alkoholikiem, bieda, chwilowa utrata praw do opieki nad synem. Następnie półtoraroczny pobyt w DSM, z przerwą na dwumiesięczny powrót do partnera. Obecnie Justyna mieszka w mieszkaniu chronionym koszalińskiej Fundacji Zdążyć z Miłością. Przed nią kariera szwaczki (jeśli tylko znajdzie opiekę do dziecka) i samodzielna, dobrze poukładana przyszłość. Póki co wykonuje prace użyteczne społecznie w DSM. Marzy o własnym mieszkaniu, stałej pracy i dobrym mężu, który pokocha jej maluchy. To DSM nauczył ją chcieć właśnie tego.
– Tu wprawiłam się we wszystkim. Na przykład w gotowaniu – mówi i chwali się swoimi wyjątkowymi gołąbkami w sosie pomidorowym. – Oraz w zajmowaniu się dziećmi. Wcześniej mnie nie słuchały, na wszystko im pozwalałam. Nie umiała się z nimi nawet bawić. Teraz biega z brzdącami po placu zabaw. A wieczorem, gdy po „Ojcze nasz” kładzie je do łóżek, całuje je, wyznaje miłość. To najważniejsza z nabytych w DSM umiejętności, w swoim rodzinnym domu tego nie zaznała. I najsłodsza, bo w odpowiedzi słyszy głos Wiktora szepczącego w półśnie: „kocham cię, mama”…
„Na kolanka” to rarytas
Deficytów młode mamy po przejściach mają wiele. Pomaga im je przełamać Agnieszka Jäger, pedagog terapeuta. Uczy je tak podstawowych umiejętności, jak ta, że dziecko można wziąć na kolana. Że można mu pokazać obrazek w książce. Opowiedzieć, co na nim widać. – Tu jest koń – próbuje swoich sił młoda Ania. Rolą terapeutki jest przekonać ją, że można to zrobić z sercem, wdać się w opowieść o koniu, który np. pojechał po ziemniaki.
– Tego, żeby mamy oderwały się od telefonów i zaczęły rozmawiać ze swoimi dziećmi, trzeba je uczyć. Podobnie przytulenia, wzięcia dziecka na ręce – wyjaśnia pani Agnieszka. Bywa że w zamian słyszy ripostę: „ale córka jest za ciężka”. – Tak, ale to twój słodki ciężar, tłumaczę jej. I musisz ją brać teraz, bo jak będzie miała 16 lat, będzie za późno.
To umiejętność podstawowa. S. Magdalena Kozłowska, kierowniczka DSM, zauważa, że bywają 3-letnie maluchy, które już się nie wdrapują mamie na kolana. Zbyt długo domagały się tego na próżno.
Matki nie bez powodu nie radzą sobie z najprostszymi sprawami. Przede wszystkim zaniedbały własne potrzeby. Aby wrócić do normalnego funkcjonowania, w DSM uczą się mówić „nie”. – Nasze rozmowy z konieczności muszą być proste. Poziom intelektualny mieszkanek jest różny, niektóre mają pewien stopień upośledzenia lub traumatyczne doświadczenia z domu – mówi A. Jäger. Bez fachowej pomocy kobiety nawet w nowych związkach tworzą podobnie toksyczne relacje. – Nie znają innego traktowania, tylko to złe. Zdrowa atmosfera DSM wszystkiego jednak nie załatwi. Doświadczenia z życia w melinie, u boku katującego partnera lub mieszkania pod chmurką rzutują na późniejsze zachowanie. Co z tego, że mieszkankom DSM uda się wyciszyć, uregulować najpilniejsze sprawy, dojść do ładu ze sobą i współlokatorkami, kiedy głód przeżyć woła o swoje.
– Niekiedy wręcz szukają okazji, żeby się „dobodźcować” – wyjaśnia terapeutka. – Same tworzą konflikty, to je pobudza. Czują, że żyją. Stawiają opór terapii.
Ale są sposoby
„W tym tygodniu zaniosłam do sądu pozew o alimenty” – mówi jedna z mieszkanek. „Znalazłam ofertę pracy i napisałam CV” – dodaje inna. Podobnymi osiągnięciami chwalą się przed panią Agnieszką co tydzień. Sprawy, które inni załatwiają przy okazji, dla tych kobiet są prawdziwym wyzwaniem. Dlatego są za to doceniane.
– Wzmacniamy pozytywne zachowania. Chwalimy dobrze wykonany dyżur, utrzymywanie porządku, ładną zabawę z dzieckiem – mówi s. Magdalena. Nagrodą jest to, co w każdym domu: pochwała, uśmiech wdzięczności, czasem upominek. Dobro motywuje, terapeutka stawia więc przed mieszkankami trudniejsze zadanie: „powiedz koleżance coś miłego”. W jadalni zapada cisza. Długa. Aż wreszcie któraś odzywa się do sąsiadki: „Podoba mi się, jak zajmujesz się dzieckiem”. Dziewczyna, która to słyszy, wyciera łzy. Dawno nie słyszała szczerego komplementu, może nigdy. Przyjmuje go bezbronna, obnażona z pancerza, który zwykła przywdziewać.
Przez 26 lat funkcjonowania DSM pomoc w nim znalazło 610 matek i mniej więcej tyle samo dzieci, natomiast urodziło się tu ponad 160 dzieci. Rocznie znajduje tu schronienie ok. 30 kobiet, najczęściej 20-letnich, choć zdarzyła się także 48-latka.
Nie wszystkie opuszczają placówkę z sukcesem. Dom nie prowadzi statystyk dotyczących ich przyszłości, ale wiadomo, że niektóre wracają do brutalnego partnera, do nałogu, tracą dzieci, trafiają do innego ośrodka. Czasem jednak nawet najgorsze scenariusze kończą się happy endem. Jak ten z młodą ciężarną w roli głównej, którą z DSM chciał wydobyć wymiar sprawiedliwości. Groziło jej 10 miesięcy odsiadki, a tym samym poród za kratkami i niepewność, co się stanie z noworodkiem. Dziewczyna nie dała za wygraną, szukała dobrego rozwiązania. Z pomocą sióstr znalazła. Złożyła prośbę do sądu, by na ten czas mogła pozostać w DSM. Sąd wyraził zgodę, nakazując w tej sytuacji dozór elektroniczny.
– Nie wróżyło to dobrze. Towarzyszyło temu mnóstwo dziwnych okoliczności: funkcjonariusze montowali tutaj urządzenie monitorujące, kobiecie założyli na nogę specjalną bransoletę, wyznaczali jej szlaki poruszania się po domu – s. Magdalena z uśmiechem przypomina sobie sceny jak z sensacyjnego filmu. – Jedynie w godzinach pracy wolno jej było opuścić placówkę, a podjęcie pracy było wymogiem sądu. To wszystko się udało. Okazało się, że kobieta świetnie się sprawdziła, także w roli matki. Po pięciu miesiącach dobrego sprawowania zdjęto jej bransoletę. Wyszła na prostą. Obecnie wynajmuje mieszkanie, wychowuje dziecko, ma pracę. Jest przyjacielem DSM i wspiera nas na różne sposoby.
Jak u mamy
Siostry wprowadziły do DSM styl życia, który wiodą w macierzystym domu Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej w Lipiu. To atmosfera zbliżona do domu rodzinnego i drzwi otwarte dla potrzebujących.
– Pod nasz dach w Lipiu przyjmowałyśmy różne osoby, także po przejściach, i włączałyśmy je w nasze życie. Zapraszałyśmy więc nie tylko do wspólnej modlitwy, ale i posiłków, pracy, rekreacji – opowiada. Podobny styl panuje w DSM, gdzie pracują 3 siostry i jedna osoba świecka. – Nie jesteśmy tylko personelem. Żyjemy tu nawzajem swoim życiem, przeżywamy wspólnie osobiste uroczystości i tradycyjne święta. Matki przebywają w DSM najwyżej rok, ale to wystarczająco długo, by się do nich przywiązać.
– Żyjemy życiem naszych podopiecznych, nawiązujemy z nimi relacje. Dlatego tym mocniej przeżywamy ich niepowodzenia, ale i bardziej cieszymy się ich sukcesami. Na drugim piętrze, pod dachem, mieści się kaplica. – Czasem sobie wyobrażam, że Pan Bóg z góry ogarnia to wszystko, widzi nas, troszczy się. Zdajemy sobie sprawę, że nasz ludzki wkład to za mało. Są sprawy, które po ludzku wydają się beznadziejne. Ale właśnie wtedy Pan Bóg wkracza, prostuje to – mówi s. Magdalena.
Znakiem czasu jest to, że coraz częściej przybywają do DSM kobiety, które nie mają żadnego doświadczenia wiary. Ochrzczone, lecz niepraktykujące, czasem wracają do Boga, modlitwy, ale nie ma wymogu, by np. chodziły na Msze święte w niedziele. Siostry podpowiadają im, jak modlić się z dzieckiem przed snem, pomagają mamom przygotować się do spowiedzi lub chrztu ich pociech. Czasem muszą się postarać nawet o chrzestnych, zapraszając do tej funkcji dojrzałych, choć obcych mamom katolików. Obecnie na rodziców chrzestnych oczekują 4 niemowlęta.
Dom ma wielkie potrzeby. Przede wszystkich potrzebuje ludzi, którzy chcą zatroszczyć się o podopiecznych placówki jako wolontariusze (poświęcając np. godzinę tygodniowo na opiekę nad dziećmi, podczas gdy matki mają zajęcia ze specjalistą). Przydadzą się też pieluchy i środki czystości (zbierane na rzecz DSM w ramach akcji „Pielucha dla malucha i środki czystości podaruj z miłości”), a także żywność, wózki i łóżeczka niemowlęce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |