Naprotechnologia naprawdę leczy

Światowa Organizacja Zdrowia określiła ją jako „medyczno-kliniczną metodę leczenia niepłodności”. NaProTechnologia to ekologiczna amerykańska gałąź medycyny. Co tak naprawdę kryje się pod tym szyldem? Czym różni się to leczenie i diagnostyka od ginekologii?

W całej Polsce jest kilkadziesiąt ośrodków, które zajmują się NaProTechnologią. Adresy i telefony do nich można znaleźć na stronach Ogólnopolskiego Centrum Troski o Płodność pod adresem www.fccp.pl. Są tu też szczegóły dotyczące naprotechnologii oraz kontakty do instruktorów i lekarzy, którzy mają akredytacje ośrodka amerykańskiego prof. Thomasa Hilgersa.

Dlaczego państwo nie płaci za naprotechnologię?

 Jak się okazuje, dofinansowanie naprotechnologii w Polsce to poważny i trudny do rozwiązania problem. O pieniądze na leczenie niepłodności tą metodą stara się kilka województw. Jak dotąd bezskutecznie. Ciekawe, że podobnych kłopotów nie było przy programie in vitro. Niestety argumenty, jakie wysuwa i NFZ i instytucje działające pod egidą Ministerstwa Zdrowia, świadczą o tym, że w grę wchodzą nie sprawy merytoryczne, a ideologiczne.

Na przykład od dawna o pieniądze na naprotechnologię walczy Częstochowa. W budżecie miasta na 2015 rok jest już nawet zamrożonych 80 tys. zł na ten cel. W ramach inicjatywy obywatelskiej wnioskowali o to mieszkańcy. Program leczenia przygotowała dr Daria Mikuła-Wesołowska, certyfikowany naprotechnolog. Pieniądze są, chęć samorządowców i gotowość lekarzy oraz instruktorów NaPro też jest. I dziesiątki już czekających w kolejce par małżeńskich. W czym zatem problem? Tamę postawiła Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Instytucja ta działa przy Ministerstwie Zdrowia i zatwierdza programy zdrowotne oraz leki wchodzące na rynek w Polsce. Agencja stwierdziła, że leki oraz badania zawarte w programie NaPro są już refundowane przez NFZ i nie może dojść do podwójnego finansowania. NFZ twierdzi, że wszystko, czego chcą naprotechnolodzy, jest już w koszyku świadczeń. To prawda. Ale cały szkopuł w tym, że pacjentki leczone tą metodą potrzebują przykładowo kilkuset złotych jednorazowo, a nie, jak to się zwykle dzieje, wydzielania po kilkadziesiąt złotych z puli na miesiąc. To nie ma tu sensu. Zresztą czemu tego problemu Agencja nie widziała, dając zielone światło dla programu in vitro w tym samym mieście? Czy przy in vitro nie dochodzi do podwójnego finansowania? Przecież i tu pacjentki muszą przejść przez badania hormonalne, zapłacić za wizyty i za usg. A to jest w koszyku świadczeń.

Miasto Częstochowa jest gotowe przeznaczyć po 3 tys. zł na parę, w tym: na naukę Modelu Creightona (do 120 zł za wizytę), zakup preparatów przeciwzrostowych (do 600 zł), badanie nasienia (do 100 zł), spotkania z dietetykiem (do 150 zł za wizytę), wizyty u psychologa (do 100 zł) oraz refundację leków (maksymalnie do 1000 zł). Swoją drogą nie znajduję w koszyku NFZ refundacji nauki modelu Creightona na przykład…

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg